Trybunał Konstytucyjny
TK: zapis kodeksu o "mowie nienawiści" - zgodny z konstytucją
Data publikacji Rzeczpospolita - 25-02-2014, ostatnia aktualizacja 25-02-2014 18:22
Kodeksowy zapis o odpowiedzialności karnej za "nawoływanie do nienawiści" na tle rasowym, narodowym lub religijnym jest zgodny z konstytucją i realizuje unijny nakaz karania za "mowę nienawiści" - potwierdził we wtorek Trybunał Konstytucyjny.
TK badał skargę konstytucyjną mężczyzny skazanego w 2010 r. przez sąd rejonowy w Białymstoku na karę więzienia za publiczne znieważenie grupy ludności z powodu przynależności do ras innych niż "rasa biała" oraz nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych i rasowych. Potem sąd II instancji złagodził wyrok, zawieszając wykonanie kary.
W sprawie chodziło o artykuły z pism wydawanych przez Leszka Bubla, w których skazany Bogdan R. aprobował treści piosenek nacjonalistycznych zespołów, m.in. z frazami "kiedy będę mógł zabijać Żydów" lub "My nie damy sobą pomiatać/Nasza duma, honor i krew/Ojczyzna Polska jest naszym domem/Nikt was tu nie chce, wynoście się".
"Opublikowane teksty niewątpliwie są oburzające, obrzydliwe i skrajne. Ale są pod ochroną wolności słowa i wolności badań naukowych" - twierdziła reprezentująca skarżącego mec. Iwona Zielinko.
Utrzymywała ona, że inkryminowane teksty były w istocie fragmentami referatu i nieobronionej pracy magisterskiej studenta, którego promotor - prof. Paweł Wieczorkiewicz - zmarł, a nikt inny nie chciał podjąć się patronowania tej pracy magisterskiej. W referacie tym student - na prośbę prof. Wieczorkiewicza - miał poddać analizie teksty radykalnych zespołów muzycznych, aby zweryfikować, czy faktycznie są one niedopuszczalne. "Mój klient został skazany, a płyty tych zespołów wciąż można kupić i nikt ich nie ściga" - twierdziła Zielinko.
Jak mówiła, zaskarżone przepisy są niejasne. Cytowała pracę prof. Lecha Gardockiego, który wskazywał, że trudno odróżnić pojęcia nienawiści od niechęci - a za nakłanianie do nienawiści grozi kara pozbawienia wolności. "Przepisy karne powinny być jasne i precyzyjne" - dodała.
Reprezentanci Sejmu (Stanisław Piotrowicz) i Prokuratora Generalnego (prok. Jerzy Łabuda) byli za uznaniem zaskarżonych przepisów za zgodne z konstytucją. Obaj podkreślali, że organy państwa nie uznały nigdy inkryminowanego referatu za pracę naukową.
"Sądy, które skazały skarżącego, nie miały wątpliwości co do znaczenia kodeksowych zapisów - podobnie jak i prokuratorzy nie mają w tej materii wątpliwości. Jest też szerokie orzecznictwo Sądu Najwyższego na temat znaczenia pojęcia +nawoływania do nienawiści+" - mówił prok. Łabuda.
TK - zgadzając się z Sejmem i Prokuratorem Generalnym - uznał za zgodny z konstytucją zapis Kodeksu karnego sankcjonujący za "nawoływanie do nienawiści" na tle rasowym, narodowościowym lub religijnym.
Jak mówił uzasadniając wyrok prezes TK Andrzej Rzepliński, w polskim prawie jest wiele przepisów, które wymagają interpretowania, ale zarazem nie naruszają konstytucyjnego nakazu określoności. Chodzi o to - wyjaśniał - aby przepisy te można było zrozumieć dzięki wykładni językowej zgodnej z naszą kulturą prawną.
"Zwrot +nawołuje do nienawiści+ jest niedookreślony i nieostry" - przyznał zarazem Rzepliński, powołując się na kilka komentarzy karnistów. W ocenie TK uznanie zachowania sprawcy za nawoływanie do nienawiści "wymaga zamiaru oddziaływania na psychikę innej osoby i wzbudzania u niej najsilniejszych emocji ze względu na cechy rasowe, etniczne czy wyznaniowe".
Zarazem TK podkreślił, że zajmuje się jedynie kontrolą konstytucyjności prawa, a nie - kontrolą konstytucyjności orzeczeń sądowych.
Wolność słowa nie jest wolnością absolutną - podkreślił Rzepliński wskazując, że "mowa nienawiści" jest kryminalizowana przez państwa UE. Polski przepis kryminalizujący "nakłanianie do nienawiści narodowej, rasowej lub religijnej" ma z przepisami europejskimi wspólne korzenie aksjologiczne - dodał.
Sąd dookreśli "nienawiść". Wyważy dwie wartości: wolność słowa i ochronę przed mową nienawiści
Data publikacji Gazeta Wyborcza- Ewa Siedlecka 26.02.2014 , aktualizacja: 26.02.2014 10:36
Sformułowanie "nawoływanie do nienawiści" nie jest tak niejasne, by naruszało konstytucję. Jego sprecyzowaniem zajmują się sądy. Mają uważać, by nie naruszyć wolności słowa - orzekł Trybunał Konstytucyjny.
Trybunał orzekł w sprawie skargi konstytucyjnej Bogdana R. Jako student historii UW analizował w referacie do pracy magisterskiej teksty zespołów muzycznych adresujących swoją twórczość do neonazistów i skinheadów. Robił to pod kierunkiem prof. Pawła Wieczorkiewicza. Zebrany materiał posłużył mu do napisania artykułów do pisma "Nacjonalista". Te z kolei posłużyły prokuraturze do oskarżenia R. o nawoływanie do nienawiści ze względu na narodowość, rasę czy wyznanie (art. 256 par. 1 kk).
Prof. Wieczorkiewicz bronił R. Tłumaczył, że chodziło o naukowe „zweryfikowanie przypisania im [zespołom] etykiety [skrajnych]”. „Nie mogę zatem zgodzić się z poglądem, że teksty R. nawołują do nienawiści (...) Na podobnych zasadach badacz nie mógłby omówić i skomentować » Mein Kampf” Adolfa Hitlera (...). Próba zabronienia naukowcowi czy dziennikarzowi opisu zjawiska społecznego lub politycznego jest dla mnie tożsama z ograniczeniem swobody twórczej i zaprowadzaniem chyłkiem formy neocenzury”.
R. został skazany na karę w zawieszeniu, wyrok jest już zatarty. Do Trybunału skarżył przepis o "nawoływaniu do nienawiści" jako sprzeczny z zasadą określoności prawa karnego (art. 42 konstytucji) i naruszający wolność słowa (art. 54) i wolność badań naukowych (art. 73). We wtorek przed Trybunałem Konstytucyjnym reprezentująca go mec. Iwona Zielinko podkreślała, że przepis jest tak niejasny, że prokuratura i sądy rozumieją go różnie. Tu przytoczyła fakt, że jej klient został skazany za cytowanie tekstów piosenek, a autora i zespół je wykonujący prokuratura uwolniła od odpowiedzialności, umarzając postępowanie. Przytoczyła też krytykę tego przepisu przez b. prezesa Sądu Najwyższego prof. Lecha Gardockiego. Na etapie przygotowywania kodeksu karnego z 1997 r. pisał, że trudno będzie ocenić, co jest przestępstwem, skoro karalne ma być nawoływanie do emocji (nienawiści), a nie do czynów.
Z jej oceną nie zgodzili się przedstawiciele prokuratora generalnego i Sejmu. Uznali, że przepis jest sformułowany językiem potocznym, a nie prawniczym i każdy może go zrozumieć. I że jest orzecznictwo, które go dookreśla. Powołali się na dwa orzeczenia SN: z 2007 i 2011 r. Wynika z nich, że chodzi o sytuacje, w których ktoś celowo chce wywołać nienawistne uczucia, a nie takie, gdy wygłasza poglądy czy emocje. A także, że emocje, które ktoś chce wywołać czy spotęgować "nawołując", to nie może być zwykła niechęć, dezaprobata czy wzgarda, ale uczucia silne i gwałtowne. Uznali też, że nie może być mowy o naruszeniu wolności badań naukowych, bo R. był skazany za teksty w piśmie nienaukowym.
Trybunał się z nimi zgodził. Sędzia Andrzej Rzepliński powiedział, że w kodeksie karnym jest wiele wyrażeń niedookreślonych (dookreślane są w orzecznictwie). Przepis o nawoływaniu do nienawiści nie przekracza stopniem niedookreśloności konstytucji. A Trybunał nie jest powołany, by oceniać, na ile spójne jest orzecznictwo sądów i praktyka prokuratury. To orzecznictwo musi wyważać dwie wartości: wolność słowa i ochronę przed mową nienawiści, która jest zarówno w aktach prawa międzynarodowego, jak i w ustawodawstwach państw europejskich. I ma uzasadnienie w ludobójczych doświadczeniach totalitaryzmów i w konieczności ochrony pamięci ich ofiar. - Ma to ugruntowanie w konstytucyjnej zasadzie przyrodzonej i niezbywalnej godności człowieka oraz zakazie istnienia partii politycznych i innych organizacji odwołujących się do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu - mówił sędzia Rzepliński.
Bezprawie: Jan Ptaszyński skazany na dożywocie
Jan Ptaszyński od siedmiu lat odbywa karę dożywotniego pozbawienia wolności za rzekome zabójstwo swojej konkubiny oraz jej dziecka. Zafundowały mu ją białostockie sądy, chociaż nie było żadnego dowodu, przemawiającego za jego sprawstwem. Wręcz przeciwnie, przeprowadzone w sprawie ekspertyzy z linii papilarnych oraz DNA włosów znalezionych na miejscu zdarzenia wykluczyły jego udział w tej zbrodni. Jednak oględziny miejsca zdarzenia i sekcja zwłok ofiar zostały przeprowadzone w sposób kompromitujący – nie zabezpieczono wielu dowodów o zasadniczym znaczeniu dla śledztwa. W tym stanie rzeczy nie można było przedstawić zarzutu popełnienia tej zbrodni nikomu. Gdyby Jan Ptaszyński został uniewinniony, postępowanie w tej sprawie musiałoby zostać zakończone umorzeniem z powodu niewykrycia sprawcy. Zobacz materiał na ten temat z Polsatu.
PETYCJA O UŁASKAWIENIE JANA PTASZYŃSKIEGO – PODPISZ TUTAJ
Adw. Iwona Zielinko była gościem programu "Państwo w Państwie"
Adw. Iwona Zielinko była gościem programu "Państwo w Państwie. Jak z nim walczyć?"
Na zdjęciu z red. Przemysławem Talkowskim oraz Cezarym Kaźmierczakiem
ze Związku Przedsiębiorców i Pracodawców
Interwencja" telewizji Polsat z wizytą w Kancelarii dr Iwony Zielinko
KTO MIECZEM WOJUJE...
Bezpośrednio po ogłoszeniu postanowienia w sprawie ppłk. Kotowski przeciwko ks. Tadeuszowi Isakowiczowi- Zaleskiemu, z mecenas Iwoną Zielinko rozmawiała Aldona Zaorska
Okazuje się, że istnieje realna możliwość, iż podpułkownik Kotowski popełnił przestępstwo i to ścigane z oskarżenia publicznego. Podpułkownik Kotowski rankiem 1 grudnia, jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia, opublikował jego treść w Internecie, ujawniając dane osobowe księdza Isakowicza-Zaleskiego, w tym jego prywatny adres. A taki czyn zgodnie z polskim prawem stanowi przestępstwo, ścigane przez prokuratora z urzędu i zagrożone karą grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do lat dwóch >>>więcej